Następnego dnia po odwiedzeniu Łopienki, nadszedł czas na podziwianie bieszczadzkiej krainy z wysokości. Za cel wędrówki obraliśmy Rabią Skałę (1199m n.p.m.), pod którą znajduje się chyba jedyne w Bieszczadach urwisko. Najbardziej znane szczyty jak Tarnica, Połonina Wetlińska i Caryńska dawno już zwiedziliśmy. Teraz nastawiamy się na te mniej popularne i rzadziej uczęszczane, a równie piękne.
Pierwsze 15 minut szliśmy wąską asfaltową drogą. Na tym odcinku napotkaliśmy ślady nie kursującej już do Wetliny kolejki bieszczadzkiej.
Dalej kawałeczek drogą gruntową i pierwszy przystanek - na załatwienie formalności: uiszczenie opłaty za wstęp do parku narodowego i potwierdzenie naszej obecności tutaj w książeczkach GOT. Po krótkiej, ale miłej pogawędce ze sprzedającymi bilety ruszyliśmy dalej.
Już czekało na nas nieco strome podejście poprzecinane belkami, które pewnie dzielnie pilnują, aby ziemia w tych miejscach się nie obsuwała. Niektóre z nich pozwalały się obejść, inne kazały nam podnosić wysoko nogi, aby na nie wejść. Potrzebne były krótkie postoje na uzupełnienie płynów. Równolegle z nami szła większa grupka turystów, również tych najmłodszych, którzy mieli przywilej bujać się w nosidełkach, gdy ich rodzice stawiali kolejne kroki.
Zatrzymaliśmy się również w miejscu, gdzie postawionych było kilka krzyży. Możliwe, że zbierały się tutaj przez kilka lat, a przynosili je uczestnicy rekolekcji z wetlińskiego ośrodka. Lecz to tylko domniemania.
Szliśmy dalej i dotarliśmy na Jawornik. Czasowo przyszliśmy zgodnie z tabliczkami: 1h 15min. Jednak to dopiero początek. Wyjście tutaj uczciliśmy postojem i ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem.
Wydawało się, że skoro w pionie dzieli nas 178m od Rabiej Skały, to teraz już będzie dziecinnie prosto. Nic bardziej mylnego. Ścieżka raz schodziła w dół, a raz wychodziła pod górę, a my musieliśmy się jej podporządkować. Od tej huśtawki, mimo drzew osłaniających nas przed słońcem, szybko robiło się ciepło, lecz na szczęście dysponowaliśmy dużym zapasem wody pitnej.
W pewnym miejscu spotkaliśmy ropuchę, która niespecjalnie przejmowała się naszą obecnością i chętnie pozowała do zdjęć.
Jeszcze dość strome podejście i chwilowe wyście spod drzew. Wokół pełno paproci, więc może to Paportna? Posiada ona dwa szczyty, jednak na żadnym nie dostrzegliśmy tabliczki z nazwą. Jako wynagrodzenie za wspinanie się do góry otrzymaliśmy takie oto piękne widoki:
Minęło kilkanaście minut i znaleźliśmy się na szczycie Rabiej Skały, gdzie odpoczywała już grupa Słowaków. Dojście z Wetliny zajęło nam ok. 3h 30min. Krótka przerwa celem dostarczenia paliwa na jeszcze kawałek wędrówki i drogę powrotną. Chcieliśmy dotrzeć do punktu widokowego. Ale do tego punktu wiódł cały odcinek widokowy! Wśród wysokiej trawy: na lewo najsłynniejsze bieszczadzkie połoniny, a na prawo - Bieszczady słowackie i ukraińskie.
Słowackie tabliczki na słowackiej Riabiej Skale (1167m n.p.m.), a od nich jeszcze kawałeczek ścieżką osłoniętą drzewami o zmyślnych kształtach pni.
Dotarliśmy do tarasu widokowego, przy którym drewniana barierka nie dość, że chroniła nas przed upadkiem z urwiska, to jeszcze była dla nas oparciem. A tutaj raczyły nas bieszczadzkie pejzaże. Te, które nie jest tak łatwo poznać z bliska, gdyż nie sięga ich granica naszego kraju. Widoczność pozwalała na zaobserwowanie najwyższego szczytu Bieszczadów, którym jest Pikuj (1408m n.p.m.). Ponadto wiele innych szczytów ukraińskich i słowackich. O ich nazwach informowała nas niestrudzenie tablica z panoramą i podpisami, wisząca na barierce.
Żadne zdjęcia nie oddadzą piękna tych widoków i naszego nad nimi zachwytu...
Gdzieś w oddali góruje Pikuj, którego na zdjęciu nie widać, ale na żywo można było go dostrzec |
To jeszcze nie koniec opowieści z Bieszczadów!
Uvidíme sa!
Do zobaczenia!
Kochane Bieszczady...
OdpowiedzUsuńDzięki za Wasze relacje, podróże, świadectwo! :)
Naprawdę piękna rzecz.