To już ostatni dzień naszego pobytu w
Bieszczadach. Poprzednim razem zwiedzaliśmy Rabe. W nostalgicznym
nastroju przytakujemy powiedzeniu, że to, co dobre szybko się
kończy. Chcemy te ostatnie bieszczadzkie chwile wykorzystać
maksymalnie. Czy nam się to uda?
Ich powstanie wiąże się z niezwykłą
historią. Tuż przed Wielkanocą AD 1907 mieszkańcy Duszatyna usłyszeli potężne huki, a ziemia pod ich stopami zatrzęsła się. Na zboczu Chryszczatej powstało osuwisko. Materiał skalny zsunął się w dolinę potoku o nazwie Olchowy. W wyniku zatamowania wody powstały trzy jeziorka, z których do dziś zachowały się dwa. Znajdują się one przy czerwonym szlaku z Komańczy na Chryszczatą i zawierają się w rezerwacie "Zwiezło".
Plum |
Jeziorka Duszatyńskie w 2011 roku |
Sama Chryszczata przywołuje u Ani i
jej rodziny niecodzienne wspomnienia. Będąc jakieś 20 minut od
szczytu drogę przebiegła im sarna. Nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że walczyła w ten sposób o życie,
gdyż goniły ją... wilki. Dwa osobniki zatrzymały się i spojrzały na turystów. Trwało to kilka sekund. Po chwili wszyscy
zaczęli uciekać – wilki i ludzie, każda grupa w swoją stronę.
To doświadczenie zaowocowało zabieraniem do plecaka na
bieszczadzkie wędrówki petard odstraszających.
Duszatyn - zdjęcie z roku 2011 |
W Komańczy skręciliśmy na Duszatyn,
zgodnie z drogowskazem. Po przejechaniu kilkuset metrów drogą
dziurawą jak ser szwajcarski, napotkała nas niemiła niespodzianka.
Nie chcieliśmy ryzykować i podporządkowaliśmy się znakowi B-1 –
zakaz ruchu. Myśleliśmy, że może pojechaliśmy złą trasą i
próbowaliśmy znaleźć inną drogę. Na nic się to zdało...
Pogoda była niepewna, a stąd od Chryszczatej dzieliło nas 2,5 h
marszu...
Miętowa Suliła
Zatem... improwizacja. Szelest
rozkładanej mapy. Co jest w pobliżu Komańczy? Wzrok przemierza fragment niebieskiego szlaku i zatrzymuje się na szczycie. Literki składają się w słowo Suliła.
Można dość blisko ku niej podjechać drogą. Próbujemy!
Wyjeżdżamy z Komańczy, a w Rzepedzi skręcamy na Turzańsk.
Przemierzamy całą wieś. Droga się zwęża, a gęstość zabudowań
maleje. Zatrzymujemy się obok drogi, bo później może nie być miejsca, żeby zawrócić. Okazało się, że
zaparkowaliśmy blisko Przełęczy pod Suliłą. Stąd mamy pół
godziny na szczyt. Idealnie! Idziemy kilkanaście minut polami,
machając energicznie rękami, aby odgonić atakujące nas
krwiożercze bąki.
Jeszcze kilka minut przez niezbyt gęsty lasek i oto jest szczyt porośnięty miętą. Pyszna była z niej herbata, poza tym przywoływała bieszczadzkie wspomnienia.
Jeszcze kilka minut przez niezbyt gęsty lasek i oto jest szczyt porośnięty miętą. Pyszna była z niej herbata, poza tym przywoływała bieszczadzkie wspomnienia.
Ze szczytu widoczne są między innymi: pasmo Wysokiego Działu z Chryszczatą na czele, lasy nad Komańczą oraz część Beskidu Niskiego.
Krempna – kraina spokojności
W Nowym Żmigrodzie pojechaliśmy na
południe. Wiedzieliśmy, że znajduje się tam pewna spokojna
miejscowość. Kilkanaście kilometrów jazdy i oto jest tabliczka z
nazwą wsi. Odkrywanie Krempnej rozpoczęliśmy od cerkwi śś. Kosmy i Damiana, która obecnie jest kościołem filialnym tutejszej parafii. Wewnątrz znajduje się ikonostas z roku 1835.
Przy cerkwi znajduje się tablica o ciekawych miejscach w okolicy, połączonych jedną ścieżką. Ale o tym za chwilę...
Jest upalnie, a tu podobno znajduje się jakiś zalew. Po chwili szukania docieramy na miejsce i uderza nas, że mimo bardzo sprzyjającej pogody i wakacji tutaj jest cicho i spokojnie. Krótki spacer i ruszamy dalej.
Wracamy tą samą drogą, którą przybyliśmy. Przy wyjeździe z miejscowości zatrzymujemy się na Przełęczy Hałbowskiej. Stąd wyrusza ścieżka przyrodnicza z ciekawymi punktami. Postanawiamy dojść do punktu widokowego - jakieś 20 minut spacerku. Po drodze mijamy mogiłę 1250 Żydów z Nowego Żmigrodu zamordowanych w czasie okupacji, 12 lipca 1942 roku.
Wracamy tą samą drogą, którą przybyliśmy. Przy wyjeździe z miejscowości zatrzymujemy się na Przełęczy Hałbowskiej. Stąd wyrusza ścieżka przyrodnicza z ciekawymi punktami. Postanawiamy dojść do punktu widokowego - jakieś 20 minut spacerku. Po drodze mijamy mogiłę 1250 Żydów z Nowego Żmigrodu zamordowanych w czasie okupacji, 12 lipca 1942 roku.
Obiecane 20 minut mija, my docieramy, miejsce oznaczone numerkiem 4. Wszystko się zgadza! Wszystko? Konsternacja... Punkt widokowy jest, ale tylko z nazwy, bo widoków brak. Jedynie drzewa.
Nieco zniechęceni wracamy z powrotem, bo za domem też nam już trochę mimo wszystko tęskno.
Nieco zniechęceni wracamy z powrotem, bo za domem też nam już trochę mimo wszystko tęskno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz