piątek, 2 czerwca 2017

Drogami historii - letni weekend z głową w górach cz.2.

Oto druga część naszego sierpniowego wałęsania się po górach, miasteczkach, wsiach i dolinach Beskidu Niskiego. Kolejny dzień naszego tam pobytu to dalsze odkrywanie miejsc, których nigdy wcześniej nasze stopy nie dotknęły. Mieliśmy ogólny plan, ale pozwoliliśmy sobie, by był on elastyczny, więc nierzadko sięgaliśmy po mapę, by znaleźć coś, co z niewiadomych przyczyn nas intrygowało. I tak pierwszym opisanym dziś miejscem będzie wieś Zyndranowa, w której nocowaliśmy.

Jaśliska

Tym, co może tam przyciągać turystów, jest z pewnością Skansen Kultury Łemkowskiej. Jest to kilka budynków, w tym na przykład kuźnia czy nawet karczma. Miejsca takie jak to same opowiadają nam historię, tylko trzeba się dobrze wsłuchać. Pozwalają na chwilę "wejść w skórę" dawnych Łemków. Niestety skansen nie był czynny w momencie, kiedy go nawiedziliśmy, jednak oglądaliśmy budynki od zewnątrz, czasem kukając do środka przez niewielkie okna. Dzięki temu dotarły do nas maleńkie fragmenty codziennego życia dawnych mieszkańców tych okolic.

Skansen w Zyndranowej

Skansen w Zyndranowej

Zyndranowa to niewielka wieś, którą zamieszkuje około 120 osób. Dzień wcześniej z przyjemnością przespacerowaliśmy się drogą do końca miejscowości. Minęliśmy małą katolicką kaplicę (w Zyndranowej znajduje się również cerkiew prawosławna) oraz chatkę studencką. Więcej niż tego, co można by nazwać cywilizacją, jest tam jednak natury - pola, łąki, góry z każdej strony... Na jednym ze wzniesień dostrzegliśmy osobliwą budowlę - bardzo wysoką i niepasującą do zyndranowskiego klimatu.

Zyndranowa widziana z wieży widokowej
Zyndranowa widziana z wieży widokowej
Postanowiliśmy sprawdzić, co to jest. Na mapie figurowała ona jako ledwo dostrzegalny znaczek wieży widokowej. W niedzielne południe dotarliśmy więc do Barwinka i dalej do granicy ze Słowacją (Przełęcz Dukielska 500m n.p.m.), gdzie zostawiliśmy auto i pieszo udaliśmy się w kierunku owej tajemniczej wieży. Na miejscu okazało się, że jest to ponad 50-metrowa budowla wzniesiona ku czci żołnierzy poległych w bitwie o Przełęcz Dukielską (8.09. - 30.11.1944r.). Bilet normalny na wieżę kosztuje 1 euro (można płacić w złotówkach), a na górę wjeżdża się windą. Wnętrze wieży może przypaść do gustu historykom, gdyż nie brakuje tam map, zdjęć i innych informacji na temat bitwy.

Wieża widokowa Barwinek - Vyšný Komárnik

Wieża widokowa Barwinek - Vyšný Komárnik

Nasz wzrok jednak bardziej przyciągały aktualne rozległe widoki na Beskid Niski. Zalesione góry i małe wioski z tej perspektywy prezentują się wyśmienicie. Dostrzegamy najbliższą słowacką wieś - Vyšný Komárnik i postanawiamy do niej zajrzeć. 


Vyšný Komárnik

Pogoda nas rozpieszcza, więc pieszo udajemy się by odkryć kolejny niczym niewyróżniający się punkt na mapie. Letni niedzielny skwar sprawia, że mieszkańcy odpoczywają w swoich domostwach, a wieś sprawia wrażenie cichej i spokojnej. Jest w niej jednak coś niezwykłego. Na tym terenie po jednej i po drugiej stronie granicy) pielęgnuje się pamięć o poległych we wspomnianej bitwie. Dodam, że została ona uznana jako jeden z najbardziej krwawych epizodów II wojny światowej na ziemiach polskich. Dlatego też napotykamy stary czołg stojący na postumencie i przypominający o tych krwawych dziejach. 


Czołg w Vyšným Komárniku
Czołg w Vyšným Komárniku
We wsi znajduje się także samolot, do którego jednak nie dotarliśmy. Napotykamy potraviny, czyli sklep spożywczy, dzięki któremu możemy się ochłodzić lodami. Vyšný Komárnik to również drewniana greckokatolicka cerkiew.

Vyšný Komárnik - sklep


Cerkiew greckokatolicka w Vyšným Komárniku
Cerkiew greckokatolicka w Vyšným Komárniku
Wróciliśmy do przełęczy, jednak na tym się nasz dzień nie zakończył. Co to, to nie! Odkryliśmy nowe, piękne miejsce - Olchowiec, o którym jednak opowiemy Wam, drodzy Czytelnicy, następnym razem. Mieliśmy stamtąd zdobyć jeden szczyt, ale nadciągająca burza trochę pozmieniała nam szyki. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a jakże! Kiedy pogoda się uspokoiła w ruch poszła znowu nasza niezawodna mapa! A może by tak kawałek na wschód, w stronę Bieszczad? Nie musieliśmy się długo namyślać, gdyż chwilę później byliśmy już w drodze do... Jaślisk. Aż dziw bierze, że nigdy wcześniej tam nie zajrzeliśmy. Wystarczy bowiem tylko lekko zboczyć z trasy na Cisną za Daliową. Uroczy rynek mówi nam, że jest to małe miasteczko. Do 1934 roku mielibyśmy rację, jednak właśnie wtedy utraciło ono prawa miejskie. Ten fakt przywodzi na myśl znaną nam Lanckoronę, która również przestała być wtedy miastem. Szybko orientujemy się, że skojarzenie Jaślisk z Lanckoroną to coś więcej niż ten jeden dekret. Zabudowa i charakter ryneczku (np. domy stojące blisko siebie i ustawione szczytem do placu) bardzo przypominają tę niewielką miejscowość niedaleko Wadowic (swoją drogą o Lanckoronie musimy tu kiedyś napisać!). To takie małe déjà vu. Spacerujemy więc po rynku, odwiedzamy kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej z obrazem Matki Bożej Jaśliskiej koronowanym 20 lat temu przez Jana Pawła II. 


Jaśliska - zabudowa

Kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Jaśliskach
Kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Jaśliskach
Wchodzimy w wąską uliczkę, która wkrótce staje się polną drogą i oglądamy okolicę. Wspaniałe miejsce!


Jaśliska

Widok z Jaślisk
Widok z Jaślisk
Niedługo później zaszło słońce, a my odpoczywaliśmy wyczekując, co przyniesie nam następny dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz