sobota, 4 marca 2017

Czasem warto jechać w nieznane i niepewne... Czantoria

W czwartek wieczorem dowiadujemy się, że Dominik ma wolne w piątek. Cóż zrobić? Szybki przegląd mapy, sprawdzenie trasy w Internecie i spakowanie się. Jeszcze prognoza pogody... Ta nie wydaje się zbyt optymistyczna, ale daje niewielką nadzieję. Tak czy siak już postanowione - jedziemy! W piątek rano za oknem mgła... Wychodzimy na zewnątrz i okazuje się, że do tego pada lekki deszcz, a pod nogami lód, że warto by łyżwy założyć... Bierzemy nawet parasol. Jedziemy przez Andrychów, Bielsko, Skoczów, jesteśmy już w Ustroniu, a tu cały czas ta nieznośna mgła. Jednak ani przez chwilę nie przechodzi nam przez myśl, żeby zrezygnować. Po prostu tak jakoś nas tam ciągnie... Tuż pod Czantorią okazuje się...

Widok z wieży widokowej na Czantorii
...że instynkt nas nie zawiódł. Wygląda to jak cud! Mgła się kończy, a nad nami bezchmurne niebo. Wow! Wokół kręcą się narciarze i wydaje nam się, że jesteśmy jedynymi osobami, które wsiadają na wyciąg bez przypiętej do nóg przynajmniej jednej deski. Startujemy i coraz bardziej napełniamy się zdumieniem, zachwytem i podziwem dla piękna tych gór. A to dopiero preludium!

Koleją linowa w drodze na Czantorię

Narciarze na Czantorii

Docieramy na górę i rozeznajemy się w sytuacji. Kilometr drogi pod górkę przez las i można dojść na szczyt Czantorii, gdzie znajduje się czeska wieża widokowa. Robimy sobie zdjęcia, podglądamy narciarzy, którzy szusują (dobre słowo, bo oddaje dźwięk, który wydają sunące po śniegu narty) po białym puchu. Jest rano, więc stok dopiero się nimi zapełnia. Po krótkim pobycie w tym miejscu wyruszamy dalej, tym razem już pieszo.

Młody narciarz na Czantorii

Czerwony szlak, którym podążamy to Główny Szlak Beskidzki, który niedaleko ma swój początek (lub koniec, jak kto woli), bo w Ustroniu. Ścieżka wiedzie przez las lekko pnąc się w górę. Musimy bowiem pokonać ponad 140 m przewyższenia. Idziemy powoli, nie spieszy się nam. Chłoniemy czyste górskie powietrze, by nasze płuca mogły odetchnąć od smogu. Napawamy się ciszą i samotnością. 

Czerwonym szlakiem na Czantorię

Niestety nie spojrzeliśmy na zegarki, ale pewnie po około pół godziny łagodnego spaceru jesteśmy już na szczycie (995m n.p.m.), przez który przebiega granica polsko-czeska.

Wielka Czantoria - tabliczka

- Czechy. Jesteśmy w innym kraju - informuje kilkuletniego synka pewien pan.
Chłopiec rozgląda się, nie widzi nic, co mogłoby różnić to miejsce od tego, w którym byli kilka kroków wcześniej i odpowiada z całą pewnością:
- Nie!

Zza drzew wyłania się fragment górskiej panoramy, którą postanawiamy zobaczyć w całej okazałości z wieży widokowej. Za wstęp na nią płaci się miłej Czeszce 6 złotych. To, co ukazuje się naszym spragnionym piękna oczom, nie mieści się w głowie. Zdjęcia nie oddadzą w pełni tego, co ujrzeliśmy, ale warto na nie popatrzeć.

Wieża widokowa na Czantorii

Inwersja sprawiła, że pejzaż był wyraźny i sięgający daleko. Nie mieliśmy problemu, by dostrzec Tatry czy Małą Fatrę. Zza masywu Skrzycznego wyłaniała się Babia Góra ubrana w karnawałową, aczkolwiek delikatną i dodającą jej uroku sukienkę utkaną z mgły. Zresztą mgły było wiele w tym krajobrazie, lecz nie przeszkadzała ona, a raczej dodawała piękna i tajemniczości.

Czantoria Wielka - wieża widokowa - widok na Skrzyczne, Malinowską Skałę, Babią Górę
Widok w stronę Skrzycznego, Malinowskiej Skały i Babiej Góry
Czantoria Wielka - wieża widokowa - widok na Baranią Górę i Tatry
W stronę Baraniej Góry i Tatr
Czantoria Wielka - wieża widokowa - widok na Trinec
W dole czeski Třinec
Czantoria Wielka - wieża widokowa - Ustroń we mgle
Ustroń dzielnie walczący ze mgłą
Czantoria Wielka - wieża widokowa - Mała Fatra
W oddali Mała Fatra
Wyglądała, jakby niebo złączyło się z ziemią i położyło na niej swoje puchate chmury. Staliśmy tam długo patrząc wielokrotnie w każdą stronę. Nie mogliśmy oderwać oczu. W tym zimowym słońcu wszystko wyglądało tak cudownie. Kto by pomyślał, jadąc całą drogę przez mgłę, że zostanie to mu tak obficie wynagrodzone! Na szczyt schodzi się coraz więcej osób. Jest tak ciepło, że niektórzy zdejmują kurtki i swetry i grzeją się w słońcu. Pod wieżą zjadamy drugie śniadanie popijając je gorącą herbatą z termosu. "Jak dobrze tu być!" - myślimy zgodnie. 

Czantoria - na nartach i z psem

Wracamy do wyciągu, gdzie narciarzy jest już więcej. Turystów pieszych także coraz liczniej spotykamy. Siedzimy jeszcze chwilę oglądając widoki i narciarzy nie mogąc zdecydować się na zjazd w dół.

Alpinista kontra wieża przekaźnikowa na stacji Czantoria

Narciarze szusujący na stokach Czantorii

Po jakimś czasie jednak wsiadamy ponownie na wyciąg i jedziemy. Na dole jednak wita nas... oczywiście mgła. Udajemy się do Wisły, gdzie świeci słońce. Oglądamy tam małe skocznie w centrum i posilamy się. Czeka nas jeszcze jeden punkt programu - skocznia im. Adama Małysza w Wiśle-Malince.

Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince

Nie jesteśmy tu poi raz pierwszy, ale nigdy wcześniej nie udało nam się wjechać na górę. Korzystamy więc dziś ponownie z wyciągu i po chwili oglądamy obiekt z góry. Robi wrażenie!

Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince - widok z góry

Dzielimy się refleksją, że skoczkowie narciarscy to muszą być odważni ludzie, by usiąść na belce startowej i po wybiciu się z progu... rzucić się w przepaść. Tak to stamtąd wygląda - zeskok nagle się urywa i nie widać, co skoczka czeka dalej.

Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince - widok z góry pod rozbiegiem

Czantoria widziana ze skoczni w Wiśle
Czantoria widziana ze skoczni w Wiśle
Zjeżdżamy na dół. Teraz czeka nas już droga powrotna, która najpierw wspina się na Przełęcz Salmopol (934 m n.p.m.), by później z niej zjechać do Szczyrku. Niedługo później wjeżdżamy w mgłę, która jest jeszcze gęstsza niż rano, bo trzeba naprawdę wolniej jechać, by było bezpiecznie. 

Pozdrawiamy ucieszeni kolejną wspólną wycieczką!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz