wtorek, 31 października 2017

"Gdzie osłona od tupotu szybkich spraw" - Lanckorona

Tym oto wpisem i przedstawioną w nim wycieczką rozpoczynamy całkiem nową erę w naszym "górochodzeniu". Pojawiła się bowiem w naszym życiu i w sekundę skradła nasze serca pewna mała osóbka imieniem Marysia. Przez jakiś czas do turystyki pieszej będzie ona wykorzystywała nasze nogi i koła wózka, ale kiedyś może sama będzie stąpać po naszych śladach pozostawionych na przeróżnych górskich szlakach.

Zamek w Lanckoronie

Pogodzie w ostatnich dniach doprawionej przez szalejący orkan Grzegorz, wiele brakuje do tego, by odsłaniała przed nami złote oblicze jesieni. Jednak jeszcze niedawno złota polska jesień gościła u nas z roześmianą twarzą i małym prezentem w postaci kilkudniowego październikowego lata. W jednym z tych dni (16 X) wybraliśmy się we trójkę do Lanckorony. Miasteczko to generuje w nas masę pozytywnych uczuć i osobistych wspomnień. Trzeba tutaj jednak nadmienić iż owo miasteczko wcale miastem nie jest (od 1934 roku) podobnie jak Jaśliska, o których pisaliśmy niedawno.

jesień w Lanckoronie

Jakoś przed południem zapakowaliśmy się do auta. Tym razem zamiast plecaków wzięliśmy torbę samych najpotrzebniejszych rzeczy (zgadnijcie czyich?), które w zasadzie nam się nie przydały. Nasz aniołek postanowił bowiem całą wycieczkę przespać. Samochód zostawiliśmy na przykościelnym parkingu i udaliśmy się drogą w górę w stronę ruin zamku. Zaraz powyżej kościoła weszliśmy na urokliwą alejkę wyściełaną płomiennym dywanem z jesieni szeleszczącym pod stopami i kołami. Nie obeszło się więc bez aparatu fotograficznego.

Jesień w Lanckoronie


Jeszcze trochę drogi pod górę i dotarliśmy pod ruiny zamku. Został on wybudowany w średniowieczu przez tego, który to "zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną". Tamtędy bowiem przebiegała granica między ziemią krakowską należącą do Królestwa Polskiego a Księstwem Oświęcimskim, której to granicy miał strzec. Różne były jego dzieje. Niestety w XIX wieku został wysadzony w powietrze, a później jeszcze rozebrany. Mamy szczęście, że zachowały się chociaż fragmenty wież i muru tarczowego, które po dziś dzień możemy oglądać. Stojący niegdyś bowiem po drugiej stronie wspomnianej granicy (w Księstwie Oświęcimskim) zamek w niedalekim Barwałdzie został zrównany z ziemią i obecnie na jego miejscu można jedynie stwierdzić, że coś tam kiedyś było.

Altanka pod zamkiem w Lanckoronie

Lanckorona - ruiny zamku

Wróćmy jednak do lanckorońskich ruin. Z Marysią nie wchodziliśmy na same ruiny, tylko z dołu rozkoszowaliśmy się ciepłem promieni słonecznych podkreślających piękno i ciszę tego miejsca. Ponieważ był to poniedziałek, spotkaliśmy tam jedynie ze trzy osoby. Taki spokój to my lubimy! Pocykaliśmy zdjęcia i ruszyliśmy leśną ścieżką.

Szczęśliwa Mama

Doszliśmy do miejsca z ławkami i stołem, z którego gdzieś pomiędzy drzewami mogliśmy oglądać z góry okolicę (nie napisaliśmy, że Lanckorona usytuowana jest na Lanckorońskiej Górze, więc to też jakby "górska" wycieczka). Zgadnijcie, co robiła Marysia? Słodko sobie spała...

Widoki z okolic zamku w Lanckoronie

Spacerkiem wróciliśmy do miasteczka, tym razem schodząc inną drogą (zeszliśmy obok kawiarni Cafe Arka). Ryneczek położony na zboczu góry również ukazał nam swoje sielskie oblicze. Z jego górnej części można podziwiać Beskidy razem z ich Królową - Babią Górą, a także przy dobrej pogodzie (jaką my akurat mieliśmy) pojedyncze szczyty Tatr. Zabudowę rynku tworzą przede wszystkim zabytkowe drewniane domy połączone ze sobą.

Lanckorona - rynek

Rynek w Lanckoronie
Posiedzieliśmy trochę na ławce i postanowiliśmy wrócić do domu. Żeby jednak uatrakcyjnić podróż powrotną nie jechaliśmy tą samą co zwykle, najprostszą trasą. Zamiast jechać przez Kalwarię Zebrzydowską wybraliśmy drogę przez Budzów i do Zembrzyc. Stamtąd już prosto do Wadowic podziwiając po drodze nasze nowe jezioro. Na naszym blogu możecie zobaczyć, jak przed zalaniem wyglądało dno Jeziora Mucharskiego.


A co robiła w tym czasie nasza córeczka? Oczywiście spała, ale chwilę później się obudziła! Cała wycieczka trwała około 4h. To były cztery godziny pierwszego rodzinnego wypoczynku w tym gronie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz