sobota, 12 kwietnia 2014

Vouloir c'est pouvoir - czyli Trójmiasto w jeden dzień! cz. 2

Zgodnie z zapowiedzią przedstawiamy dalszy ciąg relacji z wyprawy nad morze. Po zakupieniu biletów Szybkiej Kolei Miejskiej, która jest świetnym połączeniem komunikacyjnym miejscowości nadmorskich, wsiedliśmy do pociągu nie byle jakiego i dojechaliśmy do Sopotu (najmniejszego miasta w Polsce na prawach powiatu). W letnim świetle słońca miasteczko to zachwyciło nas swym urokiem. Było zupełnie inne niż Gdańsk, powiedziałabym, że bardziej przytulne.

stacja Sopot

Nogi szybko zaniosły nas na słynny Monciak (ul. Bohaterów Monte Cassino), który dla Sopotu jest tym, czym Krupówki dla Zakopanego.

Monciak

Wstąpiliśmy na chwilę do wspaniałego kościoła pw. św. Jerzego. Parafia powstała w 1947r. i ma charakter cywilno-wojskowy.

kościół św. Jerzego w Sopocie

Doszliśmy spacerowym krokiem do końca Monciaka i przeszliśmy w stronę sopockiego molo. Po drodze zobaczyliśmy mistrzynię świata w rzucie młotem z 2009r. - Anitę Włodarczyk. Wstęp na molo kosztował nas 7 zł za osobę. Niestety, legitymacja studencka tutaj się nie przydała, bo bilet ulgowy przysługuje jedynie do 16. roku życia. Wejście w takie miejsce warte jest jednak swojej ceny. Molo im. Jana Pawła II mierzy ok. pół kilometra i jest najdłuższym tego typu obiektem nad Morzem Bałtyckim. Przyznam, że molo i widok na Zatokę Gdańską (ponad którą przecież się idzie) robi wrażenie. Ponadto, idąc po tej drewnianej konstrukcji, przypadkowo spotkaliśmy znajomego z naszej rodzinnej miejscowości. Kolejny dowód, że ten świat jest jednak mały. Pogoda była naprawdę wakacyjna i z rozwianymi włosami mogliśmy upajać się morskim powietrzem i tym cudownym krajobrazem.

molo w Sopocie

molo w Sopocie

Nie mogliśmy też pominąć tak ważnego punktu programu jak wejście do morza. Spacer jego brzegiem, leżenie na plaży, i chodzenie po wodzie były dla nas chwilą relaksu w tym długim i aktywnym dniu. Cieszyliśmy się, że złapaliśmy trochę słońca, ponieważ rano dość skutecznie chowało się przed nami za chmurami. Daliśmy upust naszej radości, co widać na poniższej fotografii.

my na plaży w Sopocie

plaża w Sopocie

Gdańsk, Sopot - to tylko 2/3 planu na ten dzień. Chcąc zwiedzić coś jeszcze, nie mogliśmy wypoczywać zbyt długo. Już mieliśmy jechać do Gdyni, ale postanowiliśmy jeszcze zwiedzić jeden znany obiekt - Operę Leśną. Jak się nietrudno domyślić, szliśmy do niej przez... las. Swoją drogą, kto by pomyślał, że nad morzem też są... góry. Małe, ale jednak. Stanęliśmy tylko przy bramie, nie zwiedzaliśmy dokładnie, ale zobaczyliśmy to, co chcieliśmy. Fajnie oglądać na żywo miejsca widziane dotąd tylko w telewizji. 

droga do Opery Leśnej w Sopocie

Żegnaliśmy powoli Sopot. Udaliśmy się w kierunku stacji kolejowej, by pojechać naszym ulubionym SKM-em do Gdyni, którą mieliśmy przyjemność zwiedzać w scenerii wieczorowej. Niegdyś mała osada rybacka, teraz liczy sobie około 250 tysięcy mieszkańców. 

Gdynia Główna

Kupiliśmy bilety powrotne na dworcu głównym. Do odjazdu zostało nam około dwóch godzin, które przeznaczyliśmy na ekspresowe zwiedzanie portu. Tam stał zakotwiczony okręt wojenny ORP Błyskawica, który uczestniczył w działaniach podczas II wojny światowej, a swą służbę zakończył w 1975r. Teraz na jego pokładzie znajduje się muzeum marynarki wojennej. 

ORP Błyskawica

Po zakupie prowiantu na drogę powrotną, wsiedliśmy do pociągu. Tym razem nie byliśmy już sami w przedziale, ponieważ pociągiem jechało znacznie więcej osób. Mimo że któreś z nas starało się czuwać, często zmęczenie po dniu pełnym wrażeń wygrywało. Do Krakowa wróciliśmy 25 lipca około godziny 13. W sumie na całą wyprawę przeznaczyliśmy blisko 48 godzin, z czego zwiedzanie trwało godzin 17, a czas podróży 31. Wykres, który to ilustruje:

czas podróży/czas zwiedzania

To niesamowite, ile atrakcji może pomieścić jeden dzień. Dzięki ich nagromadzeniu wydawał się być znacznie dłuższy niż inne. Każdemu polecamy taką wyprawę, a my już marzymy o następnej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz