piątek, 11 lipca 2014

Sercu bliski Beskid Niski i Sądecki też: Lackowa z Krynicą-Zdrój

Wakacje! Chcemy z nich wyciskać jak najwięcej! Tym razem padło na dość odległy dla nas Beskid Niski. Ceniony przez nas za swego rodzaju dzicz i spokój, co w połączeniu daje wrażenie przebywania na końcu świata. Posiada również niewątpliwy atut w postaci szczytu zaliczanego do Korony Gór Polski - Lackowej (997m n.p.m.), którą postanowiliśmy zdobyć 4 lipca 2014. Z pozoru niska, ale...

Lackowa
Lackowa
Podróż miała rozpocząć się jak dla studentów - w środku nocy, czyli ok. 6.00. Wyszło inaczej, gdyż Narzeczona w swoim roztargnieniu zapomniała zabrać butów górskich. Jazda po nie tam i z powrotem zajęła ok. godziny. Okazało się to jednak zbawienne dla jednej z naszych koleżanek, która wyczerpana właśnie zakończoną sesją zaspała. Kiedy zebraliśmy w końcu całą grupę (było nas czworo), mogliśmy wyruszyć w trasę.

wyjazd z Wadowic w kierunku południowym
Wyjazd z Wadowic w kierunku południowym
Poruszaliśmy się głównie DK28 (z krótkim postojem w Wysokiem), która zawiodła nas do Grybowa, gdzie skręciliśmy w kierunku Krynicy. Chociaż prawie cały czas jechaliśmy między górami i podziwialiśmy Beskid Mały, Wyspowy i Sądecki, to tutaj dało się odczuć specyficzny klimat. Wjeżdżaliśmy w inny świat, w którym aż kipi od zieleni, słońce ogrzewa małe wioski, a każdy zakręt na drodze przynosi nowe, tajemnicze krajobrazy. Minęliśmy wieś Kąclowa i we Florynce przed kościołem skręciliśmy w lewo. Dalej droga wiedzie przez Brunary, Śnietnicę i w końcu dojechaliśmy do Izb, gdzie od razu rzuca się w oczy murowany kościół w dawnej cerkwi. Jechaliśmy jeszcze kawałek i zostawiliśmy samochód na końcu wsi, na rozdrożu. Po 3,5h jazdy z Wadowic dotarliśmy na miejsce.

Lackowa z oddali
W tle góruje cel naszej podróży
droga do Izb

cerkiew w Izbach
Dawna cerkiew, obecnie miejsce modlitw katolików
początek drogi na Lackową
Na rozstaju dróg znaleźliśmy się... Pójdziemy w lewo.
Droga gruntowa, pokrywająca się ze szlakiem konnym zaprowadziła nas po ok. 20 minutach na przełęcz Beskid (644m n.p.m.) na granicy ze Słowakami. Zapoznawaliśmy się wcześniej z opisami wypraw w tamte tereny, dzięki którym wiedzieliśmy, że łatwo tam pomylić trasę, ale nie nauczyliśmy się na cudzych błędach. Zobaczyliśmy drogowskaz, na którym ręcznie dorysowana została strzałka na Lackową. Uwiedzeni szeroką ścieżką, kroczyliśmy, jak się okazało, w głąb Słowacji, zamiast poruszać się wzdłuż granicy. Stwierdziwszy, że przecież idziemy w dół, nie ma szlaku, ani słupków granicznych, zawróciliśmy do przełęczy. Popatrzyliśmy jeszcze raz w kierunku, który wskazywała strzałka i faktycznie, opisy w internecie nie kłamały - trzeba wejść w... krzaki! Na szczęście dalej ta ścieżka wyglądała już lepiej, a szlak jest dobrze oznakowany. Pomagają również słupki graniczne, gdyż czerwony szlak wiedzie dokładnie po granicy.

szlak na Lackową
Przykład społeczeństwa obywatelskiego - turyści dbają o oznakowanie szlaków
wejście do szlaku na Lackową

Początkowo szlak idzie łagodnie pod górkę, jednak z czasem zaczynają się schody. Nie, to by było zbyt luksusowe. Zaczyna się ściana. Nogi szybko się męczą, a oddech staje się płytki. W pewnym momencie wędrujemy już na czterech kończynach, bo bez przytrzymywania się rękami wystających kamieni i korzeni, nie da się iść. Beskid Niski w tym miejscu przybiera dla nas postać tatrzańskiego szlaku, a góra nie wydaje się już tak mała. Na szczęście stromizny się kończą i po spacerze łagodniejszym terenem docieramy na szczyt. Od przełęczy wyjście zajęło nam 1h 10 minut.

podejście na szlaku na Lackową

tabliczka na Lackowej

słowackie tabliczki na Lackowej

Szczyt niestety porośnięty jest drzewami i nie można z niego podziwiać zapierających dech w piersiach widoków. Nie zepsuło nam to jednak humoru, ponieważ jest tam za to "katapulta", dzięki której można ominąć stromizny i dostać się na sam dół. Niestety, dziewczyny miały za mało sił i mogłem spędzić w powietrzu tylko chwilę...

gif maker
Nasze wygłupy z "katapultą"
Kiedy już posililiśmy się, wybraliśmy się w drogę powrotną tą samą trasą. Na szlaku spotkaliśmy nieznajomego idącego w przeciwną stronę, którego przestrogi i rady dotyczącego zejścia na dół napełniły nas lekkim strachem. Nie było jednak tak źle, ale naprawdę trzeba uważać, żeby nie zjechać na dół. Najlepszym według nas sposobem jest schodzenie od drzewa do drzewa. Przy ścieżce były również pokrzywy, które natchnęły Anię do wymyślenia nowego przysłowia: "Tonący brzytwy się chwyta, a spadający pokrzyw" (nikt z nas jednak nie spadał). Tą metodą pokonaliśmy stromizny i po 1h 15 minutach od wyjścia ze szczytu, byliśmy już ponownie w Izbach. Co nas cieszyło, byliśmy w tych górach prawie sami, gdyż spotkaliśmy tylko dwóch innych turystów. Jeden z nich powiedział: "W internecie jednak prawdę piszą o tym stromym wyjściu", z czym się najzupełniej zgadzamy.

Beskid Niski - widoki w okolicach Izb
Pejzaże z drogi do przełęczy
Zdecydowaliśmy, że to jeszcze nie koniec naszej wycieczki i postanowiliśmy jechać do Krynicy - Zdrój. Nie polecamy drogi z Izb w kierunku Tylicza, gdyż wyłożona jest betonowymi płytami, z których wystają stalowe pręty. Inną więc trasą dotarliśmy do tego górskiego kurortu. Zjedliśmy pizzę w dość ciekawym miejscu, gdzie muzyka grana była na żywo, a na ścianach wisiały stare fotografie i sanki.


Następnie, jak to przystało na turystów w takim miejscu, wypiliśmy wodę w Pijalni Mieczysław. Spacerowaliśmy i chcieliśmy dostać się na Górę Parkową (742m n.p.m.). Początkowo planowaliśmy wyjść tam na nogach, jednak jakimś cudem, nie potrafiliśmy znaleźć właściwej drogi na szczyt (co, jak się później okazało, wcale nie było takie trudne). Wjechaliśmy więc kolejką. Cena za bilet ulgowy w jedną stronę to 8zł, w dwie strony 12zł. Podziwialiśmy panoramę Beskidu Sądeckiego, do którego należy również Góra Parkowa.

widoki z Góry Parkowej w Krynicy-Zdrój

Zeszliśmy na dół już pieszo, bo z góry łatwiej nam było znaleźć drogę. Zmęczeni wsiedliśmy do auta i pożegnaliśmy się z Krynicą. Teraz nie jechaliśmy przez Grybów, tylko dostaliśmy się do Nowego Sącza DK75, mijając między innymi Łabową i Nawojową. Gdzieś w trasie zaskoczył nas czerwonawy i piękny zachód słońca. Zmęczeni przyjemnym zmęczeniem powróciliśmy do domu. Ten wpis nie przekazuje jednak w pełni tego, co się tam przeżyło, ale tego się nie da wyrazić słowami.

zachód słońca w okolicach Limanowej


Do zobaczenia!

3 komentarze:

  1. O, cóż za niespodzianka. Też jesteśmy parą z Wadowic i studiujemy w Krakowie, dodatkowo też jestem Ania. :)

    Rok temu na Lackowej nie było w ogóle żadnego szlaku i musieliśmy się trzymać po prostu słupków.

    Pozdrawiam i zapraszam na naszego bloga. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć
    Fajny opis przygody, ale...... niestety schodząc tą samą trasą z Lackowej zrobiliście ogromny błąd, bo ominęliście jedną z najpiękniejszych pustych dolin po zachodniej stronie B. Niskiego - dolinę Bielicznej. Muszę przyznać, że jestem tym zaskoczony, gdyż patrząc na mapę aż prosi się, by wychodząc na Lackową z zachodu, zejść z niej po wschodniej stronie i na dole odbić na północ w dolinę Bielicznej. Taka krótka i przyjemna pętelka. Idąc tą trasą mielibyście okazję podziwiać piękne widoki oraz odpocząć pod śliczną i zawsze otwartą cerkwią w Bielicznej. Trasa natomiast wydłużyła by się o 2-3 godziny - w zależności od tego jak jesteście odporni na piękne widoki i urok cerkiewki.
    Fakt - tamtędy nie prowadzi szlak - ale po Niskim lepiej jest chodzić poza szlakami.

    Pozdrawiam
    Miejscowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy!
      Gdybyśmy wtedy wiedzieli, jakie tam skarby widokowe się znajdują... Poza tym akurat nasza mapa aż tak bardzo nie sugerowała, żebyśmy zrobili jakąś pętelkę, a bardzo takowe lubimy. Za to mamy pretekst, żeby jeszcze przyjechać w te okolice.
      Dzięki za sugestię, na przyszłość się przyda i pozdrawiamy!

      Usuń