Zdarzyło się też nam być na końcu świata. W sumie nic szczególnego, bo zapewne wiele osób znalazło w swoim życiu miejsce, które można tak nazwać. Miejsce, w którym kończy się cywilizacja, a zaczyna spotkanie z pięknem przyrody i z samym sobą. My jednak pognaliśmy jeszcze kawałek za ten koniec świata, jak nazywamy Tarnawę Niżną w Bieszczadach. Niemożliwe? Jednak możliwe. Przeczytajcie zresztą sami!
Dzień przed powrotem do domu, czyli 7 sierpnia, wyjechaliśmy z Cisnej w kierunku Ustrzyk Górnych. Mijaliśmy wioski leżące wzdłuż Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej takie jak, Kalnica, Smerek, Wetlina, nieistniejące Brzegi Górne, Ustrzyki Górne, w których odbiliśmy na północ. Przejechaliśmy przez Pszczeliny i w Stuposianach skręciliśmy w prawo. Kręta droga przez las, rzadko spotykane inne samochody. Tak właśnie może wyglądać droga na koniec świata. Ale gdzie on jest? Naszym oczom ukazuje się wieś Muczne, którą mijamy w mgnieniu oka, gdyż jest ona baaaardzo mała. Droga prowadzi dalej, więc jedziemy. W lesie napotykamy ruiny mostków kolejki wąskotorowej, która istniała tutaj od początku XX wieku, a obecnie pozostały tylko te ruiny. Po jakimś czasie docieramy do następnej, a właściwie ostatniej już na tej trasie wsi - Tarnawa Niżna. Atmosfera tego miejsca i kilka zabudowań sprawia wrażenie, że faktycznie tu się świat kończy i dalej nic nie ma. Kilka domów mieszkalnych (w tej wsi mieszka 40 osób), mały nowy kościół i Baza nad Roztokami, nadająca tej miejscowości jeszcze nutkę westernowego charakteru to właściwie wszystko, co możemy tu znaleźć. Okazuje się więc, że koniec świata znajduje się w odległości 60km od Cisnej, czyli nieco ponad godzinę drogi. We wspomnianej już bazie, czy też schronisku można znaleźć nocleg czy zjeść obiad. My jednak jedziemy dalej! Jak szaleć to szaleć!
Droga asfaltowa wiedzie nas obok dawnego "Igloopolu". Jedziemy wśród łąk i zagajników, a gdzieniegdzie dają się zauważyć słupy graniczne, bo to przecież samiuśkie krańce naszej Polski, a dalej to już Ukraina. W oddali widać zresztą zabudowania ukraińskich wsi. Ci, którzy nie umieją rozstać się ze swoim telefonem, muszą liczyć się z tym, że w tych okolicach częściej łapie zasięg ukraiński niż polski. Asfaltowa droga przechodzi w kamienistą.
Po około 20 minutach od Tarnawy dojeżdżamy do parkingu w Bukowcu. No i wjechaliśmy do worka - Bieszczadzkiego Worka. Warto tu wspomnieć, że Bukowiec to nieistniejąca wieś, a tereny, przez które jechaliśmy to też takie wsie - Tarnawa Wyżna i Sokoliki Górskie. Na parkingu zostawiamy auto, kupujemy bilety wstępu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego i idziemy w kierunku Beniowej.
Kadź niedaleko parkingu |
Rozlewisko w Bukowcu |
Stara lipa w Beniowej |
Pozostałość chrzcielnicy |
Beniowa |
Prowadzi tędy ścieżka przyrodniczo-historyczna, którą też tu dotarliśmy. Według znaków w Bukowcu do Beniowej idzie się 45 minut, do cmentarza w Siankach 2h 45minut, a do źródeł Sanu 3h 25minut. Bardzo polecam wycieczkę do źródeł Sanu, gdzie byłam kiedyś z rodziną, ale teraz ze względu na zbliżającą się burzę nie mogliśmy tam iść. W Bukowcu złapała nas ta właśnie czająca się burza, której pomruki były dla nas już dawno słyszalne, a i lekki deszcz nas skropił przy cmentarzu w Beniowej. Na szczęście na parkingu stoi drewniana wiata, która ochroniła nas przed ulewą i pozwoliła ugotować zupę z paczki.
Te okolice mają w sobie coś, co przyciąga. Szczególnie uwodzi tych, którzy szukają ciszy, spokoju, piękna przyrody i czasu dla siebie i najbliższych.
Jeszcze kilka zdjęć z Beniowej w lepszym oświetleniu i przy lepszej pogodzie. To był wrzesień 2010 roku:
Zdziczały sad - pozostałość po dawnych mieszkańcach Beniowej |
Lipa w Beniowej |
До зустрічі!
Do widzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz