Miało to miejsce w sobotę 20 września 2014, a więc u progu jesieni. Tak się złożyło, że staliśmy się uczestnikami pewnej wycieczki integracyjnej. Z rana wyruszyliśmy w kierunku południowym, w stronę Nowego Targu, aby dojechać do Krościenka nad Dunajcem, gdzie spotkaliśmy się z resztą ekipy. Szare chmury na niebie i padający z nich deszcz nie zachęcały do wędrówki, jednak z czasem nasz upór został nagrodzony.
Z rynku w Krościenku skręciliśmy w ulicę świętej Kingi, którą jechaliśmy aż do zakazu zaczynającego się przy lesie. Samochody zostawiliśmy bezpłatnie przy drodze gruntowej odchodzącej od ulicy. Przywdzialiśmy peleryny i wędrówkę czas zacząć! Podążaliśmy szlakiem zielonym. W obszernych kolorowych foliach wyglądaliśmy trochę komicznie, ale nie przeszkadzało nam to wcale.
Początkowo szliśmy płaskim odcinkiem wzdłuż Dunajca. Wyglądał on do nas zza drzew, a później ukazał się wyraźniej. Wtedy też oglądaliśmy widoki zmokniętych i ociężałych gór, pól, łąk... Takie jednak są uroki kapryśnej natury, że nie zawsze prezentuje się w swojej najlepszej słonecznej sukni.
Po płaskim na górę nie wyjdziemy... Dlatego po paru minutach marszu szlak skręcił w prawo i wiódł pod górę. W niektórych miejscach było dość stromo, a że padało, to było również ślisko. Szliśmy więc powoli i ostrożnie. Na szlaku niejednokrotnie można spotkać "tubylców", którzy witali przechodniów:
Na wielu drzewach znajdowały mieszkanie osobliwe grzyby, tudzież narosty. Po około godzinie znaleźliśmy się na przełęczy Sosnów, skąd do celu było już niedaleko. Tutaj peleryny były już nam zupełnie niepotrzebne. Zaczęło wyłaniać się słońce, a jego promyki dzielnie przedzierały się między drzewami tworząc uroczy klimat i oświetlając mokre liście, aby mieniły się jego blaskiem ku uciesze turystów.
W jednym miejscu między przełęczą a szczytem znajdowała się dość zarośnięta ścieżka, którą jak się okazało, dotarliśmy do małego punktu widokowego, skąd roztaczały się widoki na Tatry i pienińskie szczyty. Widać było również samą Sokolicę. Dla tych krajobrazów warto na chwilę zboczyć ze szlaku.
Kilka minut i znaleźliśmy się przed ostatnim podejściem. Tutaj należało uiścić opłatę za wstęp do Pienińskiego Parku Narodowego. Wychodziliśmy po ścieżce zbudowanej z wapiennych kamieni, które mokre są bardzo śliskie. Miejscami było stromo. Na szczęście wędrówkę ułatwiały stalowe barierki.
Wystrój szczytu przypomina styl ścieżki: wapienne kamienie i stalowe barierki, które odgradzają ją od przepaści. A za przepaścią - przepiękne widoki na dolinę Dunajca, pienińskie szczyty w tym Trzy Korony, a w oddali Tatry. To, co przyciąga uwagę turystów, to w zasadzie niewielka sosna, ale bardzo stara i ciekawie osadzona na skale. Jest to niejako jeden ze znaków szczególnych Pienin. Na szczycie można by siedzieć bez końca podziwiając to, co nas tutaj przyciągnęło. Lekko parujące lasy we wczesnojesiennej szacie, meandry Dunajca z tratwami, na których płyną malutcy z tej wysokości ludzie, pobliskie miasto Szczawnica, słowacka wioska Leśnica i ot nawet takie niepozorne kwiatuszki... Wrześniowe słońce oświetlało nas w najlepsze. Gdyby tak zatrzymać czas...
Okazało się, że trasa wymagająca troszeczkę więcej wysiłku posiadała bezsprzeczne walory w postaci punktów widokowych, przy których zatrzymywaliśmy się na chwilę i podziwialiśmy tytułowe pienińskie skały górujące nad Dunajcem. Jednym z nich był zabezpieczony barierkami szczyt Czerteż (774 m n.p.m.). Dotarliśmy w okolicę szczytu o nazwie Bajków Groń. Tutaj odbiliśmy w prawo, aby szlakiem żółtym, znanym nam z poprzedniego roku, zejść do Krościenka.
Będąc na dole, musieliśmy jeszcze wrócić po samochody. Dzień jednak się nie skończył! Czekały na nas rowery w Szczawnicy i przejażdżka wzdłuż Dunajca trasą widoczną z Sokolicy. A że w pobliżu znajdowała się też wcześniej wspomniana słowacka wieś Leśnica - jej także nie mogliśmy odpuścić! O tym już wkrótce!
Przełom Dunajca |
"Rosnące na szczytach skał grupy sosen są pozostałością dawnych lasów porastających Pieniny w okresie ostatniego zlodowacenia. Niskie, przedziwne powykręcane drzewa stanowią nieomal symbol pienińskiej przyrody. Zadziwiająca jest nie tylko ich forma, ale również wiek. Niektóre okazy liczą sobie około 550 lat i są najstarszymi sosnami zwyczajnymi, jakie znamy z obszaru Polski." - głosi tablica na szczycie SokolicyNiestety, trzeba było iść na dół. Początkowo szlakiem, który nas tu przywiódł, a następnie od przełęczy Sosnów szlakiem niebieskim, zwanym tutaj również Sokolą Percią w kierunku Trzech Koron. W kilku miejscach szliśmy pod górę po utworzonych przy pomocy drewnianych belek stopniach.
Okazało się, że trasa wymagająca troszeczkę więcej wysiłku posiadała bezsprzeczne walory w postaci punktów widokowych, przy których zatrzymywaliśmy się na chwilę i podziwialiśmy tytułowe pienińskie skały górujące nad Dunajcem. Jednym z nich był zabezpieczony barierkami szczyt Czerteż (774 m n.p.m.). Dotarliśmy w okolicę szczytu o nazwie Bajków Groń. Tutaj odbiliśmy w prawo, aby szlakiem żółtym, znanym nam z poprzedniego roku, zejść do Krościenka.
Będąc na dole, musieliśmy jeszcze wrócić po samochody. Dzień jednak się nie skończył! Czekały na nas rowery w Szczawnicy i przejażdżka wzdłuż Dunajca trasą widoczną z Sokolicy. A że w pobliżu znajdowała się też wcześniej wspomniana słowacka wieś Leśnica - jej także nie mogliśmy odpuścić! O tym już wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz