Witajcie po baaardzo długiej przerwie! Ostatnio góry widziały nas końcem października, gdy zwiedzaliśmy Skrzyczne i rzucaliśmy się pierwszymi tej zimy śnieżkami. Od tego czasu zapadliśmy w wędrówkowy sen zimowy, a wraz z nami nasz blog. Przebudzanie rozpoczęliśmy w okolicach Grybowa, a dokładniej na Jaworzu (882m n.p.m.).
Aura wręcz przynaglała nas by koniecznie wyruszyć w góry, co skutkowało chwilami dość szalonymi pomysłami, jak dwudniowa nieplanowana wycieczka w ukochane Bieszczady (byliśmy w połowie drogi między domem a tym "drugim domem"). Te wspaniałe marzenia o ujrzeniu połonin w zimowej szacie szybko jednak ustąpiły racjonalnym argumentom, że nie mamy czasu, pieniędzy i najpotrzebniejszych rzeczy... Marzenie jednak pozostało do spełnienia!
Z głową w bieszczadzkich chmurach |
Ale do rzeczy! Z Grybowa pojechaliśmy drogą w kierunku Krynicy. Przejechaliśmy przez Kąclową i skręciliśmy w kierunku Binczarowej i Boguszowej. Objechaliśmy masyw Jaworza, aby wyjść na szczyt od strony południowej. Przełęcz, z której chcieliśmy iść, była dość niepozorna i początkowo ją minęliśmy. Zawróciliśmy przy kościele w Boguszowej. Dla zainteresowanych - nasz punkt startowy to jest takie niezabudowane miejsce z kapliczką pod lasem.
Początek naszej wędrówki na szlaku niebieskim |
Pierwotnie pojechaliśmy widoczną na zdjęciu drogą kilkaset metrów do góry. Tam napotkaliśmy szlaban i brak miejsca, by nasz pojazd zostawić, albo zawrócić. Trzeba było cofać i zaparkować przy kapliczce. Stamtąd wyruszyliśmy około godziny 14., co nie jest zbyt wczesną porą na wyjście w góry, szczególnie zimą. Słońce do zachodu miało bliżej niż dalej.
Parę minut wędrówki i wraz ze szlakiem skręcamy w lewo. Rozpoczyna się wspinaczka po gęstych poziomicach, które widzieliśmy na mapie. Fakt, że tego dnia pokryte były zapadającym się pod nami śniegiem wcale nie ułatwiał sprawy.
Podejście niebieskim szlakiem na Jaworze |
Po kilkudziesięciu minutach naszym oczom ukazała się wieża widokowa, a obok krzyż i ołtarz. Dotarliśmy do celu!
Do 882 metrów n.p.m. dodaliśmy jeszcze blisko 16 poprzez wyjście na wieżę widokową. W drodze na szczyt nieco wiało, jednak na górnym pomoście wieży powitał nas istny huragan. Strach było się nie trzymać barierki, czy też innego elementu. Cała konstrukcja kołysała się na wietrze w rytmie melodii metalicznych dźwięków. W tej atmosferze podziwialiśmy rozległe okolice Grybowa i widok pobliskich gór.
Zbliżenie na Grybów i Siołkową. Wzniesienie z lasem w środkowej części zdjęcia, to Matelanka, z której zrobiliśmy pierwsze w tym wpisie zdjęcie. |
Nasyceni pięknymi widokami mogliśmy zejść z wieży. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie za pomocą ławeczki i samowyzwalacza, ponieważ na szczycie byliśmy sami. Zresztą podobnie było podczas całego przemierzania naszej drogi tego dnia.
Powrót. Wytracanie wysokości i schodzenie na dół ułatwiała grawitacja, natomiast siła tarcia zbytnio jej nie przeciwdziałała, stąd mogliśmy miejscami pozjeżdżać na butach.
Pogoda była piękna - niebo w kolorze szlaku, którym się poruszaliśmy. Oznakowanie bardzo dobre, zabrakło jedynie tabliczek informujących o czasach przejść.
Tak oto żegnaliśmy zimę! Jak się okazało później - nie pożegnaliśmy jej do końca. Dlaczego? O tym z następnym wpisie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz