Wizja tej wycieczki pojawiła się nagle i trochę przypadkowo. W sobotę 11 lipca ktoś musiał pojechać do Grybowa, aby odebrać stamtąd siostrę Dominika, która była tam u rodziny od ponad tygodnia. Ucieszyliśmy się, że to my po nią pojedziemy i zaczęliśmy marzyć, jak wykorzystamy ten czas w tak pięknych okolicach. Dzień ów przedłużyliśmy do maksimum, aby zmieścić w nim wiele atrakcji (podobnie długi dzień mieliśmy 2 lata temu nad morzem, przeczytaj). Zaczęło się od świtu, a właściwie przed nim...
Wstaliśmy o iście okrutnej porze, czyli o 1.30. Po szybkich zakupach w sklepie całodobowym pognaliśmy na wschód (w podwójnym tego słowa znaczeniu). Wcześniej w internecie znaleźliśmy informację, że w Bruśniku na Pogórzu Rożnowskim znajduje się wieża widokowa. I to ona stała się naszym pierwszym celem. Słońce miało wzejść o 4.44, ale ku naszemu zmartwieniu już dużo wcześniej robiło się jasno na horyzoncie (czyżbyśmy pomylili godzinę?). Gnaliśmy przez uśpione miasta i wsie. Dlaczego zazwyczaj ludzie przesypiają wschody słońca, zwłaszcza te w lecie? A może to my jesteśmy szaleni, że jedziemy w nocy ponad 140 km, tylko po to, aby zobaczyć jak ognista kula wychodzi zza horyzontu? Tak czy owak, wschody słońca są pełne majestatu i kryją w sobie tajemnicę nadchodzącego, nieprzewidywalnego dnia. Oczywiście, zanim tam dotarliśmy, pobłądziliśmy trochę. Nie chcąc się spóźnić na to misterium, szybko wysiedliśmy z auta i weszliśmy na 18-metrową wieżę.
Udało nam się rzutem na taśmę, bo dosłownie kilka minut później rozżarzone słońce dało się dojrzeć nad ziemią. Jego promienie pobłyskiwały próbując przebić się przez puchowe poduszki z chmur. Zdjęcia nie potrafią oddać piękna tej chwili, ale i tak wiele mówią o tym, co zobaczyliśmy.
Udało nam się rzutem na taśmę, bo dosłownie kilka minut później rozżarzone słońce dało się dojrzeć nad ziemią. Jego promienie pobłyskiwały próbując przebić się przez puchowe poduszki z chmur. Zdjęcia nie potrafią oddać piękna tej chwili, ale i tak wiele mówią o tym, co zobaczyliśmy.
Byliśmy na wieży sami i oprócz słońca oglądaliśmy to, co ono nam rozświetlało. Tablice pomagały nam zorientować się, na co patrzymy. I tak na przykład oczy nasze już od samego świtu oglądały zarówno pulchne kopuły jak i szerokie niczym rozłożone ramiona masywy gór Beskidu Niskiego (Jaworze, Chełm, Magura Małastowska, Maślana Góra, wzgórze Pustki w Łużnej, którego historia wiąże się z historią rodziny Ani), Beskidu Sądeckiego i Wyspowego, a nawet gdzieś ponad łąkami wystawały ostre szczyty Tatr (Łomnica, Durny Szczyt i Lodowy Szczyt). Oprócz gór widać stamtąd również Pogórze Ciężkowickie, Dynowskie, Strzyżowskie i Rożnowskie. W podziwianiu tej pięknej okolicy pomagały ustawione tam dwie lunety.
Zjedliśmy śniadanie i zdrzemnęliśmy się jeszcze na chwilę w samochodzie, a później pojechaliśmy do Grybowa. Łany dojrzewającego zboża czekały na to, by stać się chlebem, krowy bez pośpiechu pasły się na łąkach... Po załatwieniu kilku spraw w Grybowie i chwili spotkania z rodziną, wzięliśmy Darię i udaliśmy się w kojące i urzekające tereny Beskidu Niskiego pełne traw, lasów, gór, cerkwi, małych wsi... Chcieliśmy dojechać do Nowicy. Niestety GPS nie podołał temu zadaniu, kilkakrotnie wyprowadzając nas w pole, a innymi razy pokazując, że jesteśmy w polu, a my normalnie jechaliśmy sobie drogą. Zwykła papierowa mapa jest tu o wiele lepsza! W końcu jednak dotarliśmy na miejsce i po zrobieniu paru zdjęć pojechaliśmy na Przełęcz Małastowską.
Stamtąd odbyliśmy krótką wycieczkę na Magurę Małastowską. Do schroniska dotarliśmy w 15 minut. Takie miejsca mogą zadziwić! Wchodzimy do schroniska, aby wbić do książeczek GOT pieczątki. W jadalni zastajemy turystów jedzących śniadanie. Szukamy okienka i pieczątek, ale nie ma ani okienka ani pieczątek! Pytamy więc, gdzie można je znaleźć, a oni odpowiadają, że to trzeba pytać w kuchni. W tym momencie gdzieś z otchłani (z dołu) odzywa się głos: "Pieczątki jadą!". Patrzymy, a obok nas w niewielkiej windzie na sznurku pojawiają się owe pieczątki. Dania też chyba wędrują tą drogą. Ciekawe rozwiązanie!
Pod Magurą odwiedzamy jeszcze jeden z licznych na tych terenach cmentarzy z I wojny światowej i docieramy na szczyt. Nie można stąd oglądać nic oprócz drzew, więc po chwili wracamy.
Jechaliśmy znowu przez Nowicę, następnie Uście Gorlickie, Kwiatoń i docieramy do... Ale o tym już w następnym wpisie! To dopiero połowa tego pięknego dnia, do zmierzchu jeszcze kilka godzin, a my nie leniuchowaliśmy, więc na pewno będzie o czym pisać, a później czytać!
Zjedliśmy śniadanie i zdrzemnęliśmy się jeszcze na chwilę w samochodzie, a później pojechaliśmy do Grybowa. Łany dojrzewającego zboża czekały na to, by stać się chlebem, krowy bez pośpiechu pasły się na łąkach... Po załatwieniu kilku spraw w Grybowie i chwili spotkania z rodziną, wzięliśmy Darię i udaliśmy się w kojące i urzekające tereny Beskidu Niskiego pełne traw, lasów, gór, cerkwi, małych wsi... Chcieliśmy dojechać do Nowicy. Niestety GPS nie podołał temu zadaniu, kilkakrotnie wyprowadzając nas w pole, a innymi razy pokazując, że jesteśmy w polu, a my normalnie jechaliśmy sobie drogą. Zwykła papierowa mapa jest tu o wiele lepsza! W końcu jednak dotarliśmy na miejsce i po zrobieniu paru zdjęć pojechaliśmy na Przełęcz Małastowską.
Stamtąd odbyliśmy krótką wycieczkę na Magurę Małastowską. Do schroniska dotarliśmy w 15 minut. Takie miejsca mogą zadziwić! Wchodzimy do schroniska, aby wbić do książeczek GOT pieczątki. W jadalni zastajemy turystów jedzących śniadanie. Szukamy okienka i pieczątek, ale nie ma ani okienka ani pieczątek! Pytamy więc, gdzie można je znaleźć, a oni odpowiadają, że to trzeba pytać w kuchni. W tym momencie gdzieś z otchłani (z dołu) odzywa się głos: "Pieczątki jadą!". Patrzymy, a obok nas w niewielkiej windzie na sznurku pojawiają się owe pieczątki. Dania też chyba wędrują tą drogą. Ciekawe rozwiązanie!
Pod Magurą odwiedzamy jeszcze jeden z licznych na tych terenach cmentarzy z I wojny światowej i docieramy na szczyt. Nie można stąd oglądać nic oprócz drzew, więc po chwili wracamy.
Jechaliśmy znowu przez Nowicę, następnie Uście Gorlickie, Kwiatoń i docieramy do... Ale o tym już w następnym wpisie! To dopiero połowa tego pięknego dnia, do zmierzchu jeszcze kilka godzin, a my nie leniuchowaliśmy, więc na pewno będzie o czym pisać, a później czytać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz